Pierwszym filmem jaki obejrzałam w wersji angielskiej (odkąd rozpoczęłam moją naukę na wyższych obrotach) był Red Dog. Oparty na powieści Louisa De Bernieres, wzruszający, raczej łatwy do zrozumienia, polecam.
Osobiście nie rozumiałam niektórych kwestii tego blondyna, przepraszam, że nie podam imienia, ale nie pamiętam.
Opowiada o historii psa, który nagle pojawił się w robotniczym 'miasteczku' Australii, wszyscy od razu go pokochali, a on stał się psem ' dla każdego'.
Nie pamięta już dokładnie treści, dlatego mogę dopisać jeszcze, że był to film o miłości między ludźmi i zwierzętami. Więź jaka ich łączyła, pokazuje jak wierne są nam nasze zwierzaczki. Popłakałam się parę razy, jeśli lubisz takie filmy, to oglądaj!
Z powodu, że nie mam dziś zbyt pomysłu na post, a poza tym brat wyrywa mi laptopa z rąk, wstawię wam moje stare opowiadanie.
Jak może czuć się rodzić, który stracił własne dziecko?- jak potwór. Czy może jeszcze kiedykolwiek uśmiechnąć się z miłością w sercu?- to niestwierdzone. Czy może podnieść się po tak ciężkim upadku? – może o ile będzie chciał się podnieść i będzie miał wystarczająco dużo sił.
Nikt nie chce przeżyć własnego dziecka nikt, a on to zrobił. On musiał patrzeć jak jego syn umierał po ciężkim wypadku. On był obok. On przeżył, a jego synek zmarł, wyleciał mu z rąk niczym liść na jesiennym wietrze. Nikt nie wie czemu.. dlaczego akurat ich rodzina, dlaczego jego synek, a nie on?- to pytanie tak często sobie stawiał. Kiedy wstawał, kiedy pił kawę, jadł obiad, mył ręce, trenował i kiedy kład się spać. Pytał Boga czemu stracił syna… On jednak nie odpowiadał na żadne wołania- jak w wierszu Barańczaka. A przecież ojciec małego blondynka musiał usłyszeć głos Boga. Musiał, żeby obudzić się w ten jeszcze jeden świt, by przeżyć ten jeszcze jeden dzień i aby przespać tę jeszcze jedną noc.
„Odwracam się
I patrzę na drogę
Lecz tylko noc
I nie ma nikogo„
Bał się samotności, bał się ciemności, lubił grać w piłkę, choć i siatkarzem byłby wspaniałym. Mógł zostać kim tylko by chciał, nigdy nie byłbym na tyle wstrętny, żeby kazać mu robić coś, co nie sprawiało mu przyjemności… bo przecież ja robiłem to, co kochałem.
Miał jednego, wspaniałego przyjaciela- Arka, który na szczęście nie rozumie jeszcze słowa śmierć. Dla niego mój kochany synek pojechał z ciocią na wycieczkę, na co Aruś tylko tupnął nogą, był obrażony, że nie zabrali go ze sobą. Chciałbym wierzyć, że Oliwier pojechał z ciocią Zosią na wędrówkę i niedługo wróci. Uściska mnie i powie jak bardzo tęsknił… szkoda tylko, że on już nigdy nie postawi swojego małego, ubrudzonego jesiennym błotem bucika na karmelowych panelach, podłogi naszego domu. Szkoda, że już nigdy Dagmara nie będzie mi ‚truła’, żebym wrócił do domu, bo Oli i ona tęsknią. Tak bardzo mi przykro, że mój syn nie żyje… i tylko list leżący na stole od dwóch tygodni został moją najważniejszą pamiątką sprzed wypadku.
Pisze w nim jak bardzo się cieszy, że już wracamy po meczu. Gratuluje mi wygranej i opowiada co będziemy robić, kiedy wrócę. Otóż „na pewno pojedziemy do parku linowego, zabierzemy mamusię do SPA, bo chciała odpocząć i spędzimy męski tydzień we dwoje”- tylko nie dojechaliśmy do parku, nie spędziliśmy razem tygodnia, a zaledwie dwa dni. Mamusia nie odpoczęła na tyle, żeby zmierzyć się z jego śmiercią… a jednak odszedł.
„Nie ma ciebie
Nie ma ciebie”
5 miesięcy później.
Michał, wiem, że to co się stało… jest jakąś jedną wielką pomyłką, ale musisz być silny, musisz dla Dagmary, dla nas, dla Oliwka. Musisz być silny!- przyjaciel klepał mnie po plecach.
Nie rozumiesz. Mariusz nie zrozumiesz, bo ty masz swoje dziecko obok, ono nadal żyje i jest przy tobie! Obyś nigdy go nie stracił. Spędzaj z nim dużo czasu, nie zmarnuj ani sekundy, bo może przyjść taki dzień, że będziesz mógł tylko płakać.
Staram się zrozumieć, wiem, że to boli, ale zrób to dla Oliwiera. On na pewno da ci znak i siłę. Pogódź się z jego śmiercią…. napisz do niego list. Będzie wam lepiej, tylko nie poddawajcie się, bo Oliwier by tego nie chciał.
Postanowiłem posłuchać rady Mariusza. On był kapitanem drużyny, był moim przyjacielem. Często umiał mi pomóc, bynajmniej zawsze się starał. Od razu po powrocie do domu usiadłem w kącie i … zacząłem pisać.
„Drogi Oliwierze
To ja, twój tatuś… mam nadzieję, że nadal mnie kochasz… że nie jesteś na mnie zły… za to, że nie zdążyłem skręcić, że ta ciężarówka wpadła na nas jak torpeda. Tak trudno jest mi wybaczyć temu kierowcy, wybaczyć samemu sobie, bo przecież… mogłem zareagować, mogłem Cię uratować. Synku… mogłeś żyć.
Tak bardzo mi Cię brakuje, tak bardzo Cię przepraszam za to, że nie miałem dla Ciebie zbyt dużo czasu, za to że odchodziłem w nocy, kiedy spałeś, żeby nie musieć się z Tobą żegnać.
Nie wiem co mogę teraz, tutaj napisać, bo przecież bez żadnych słów mógłbym udowodnić, że wciąż Cię kocham… Tylko powiedz… tylko pokaż co mam zrobić? Jak mam dalej żyć.. Synku prowadź mnie, bo mogę zabłądzić, a przecież Ty tak dobrze orientowałeś się w terenie. Synku bądź, bo nie czuję już nic, gdy wiem, że nie ma Cię.
Chciałbym Ci coś wysłać, ale nie wiem jaki jest kod na poczcie w Niebie.
Synku, syneczku, synusiu…. kochamy Cię.
Twoi rodzice
Michał i Dagmara”
„Magiczny plac
Tysięcy świeczek
Czuję twój wzrok
Na swoich plecach
Odwracam się”
Zaniosłem list na jego grób, położyłem i przyklęknąłem. Zamknąłem oczy i poczułem, jakby był obok. Łapał mnie za rękę… czułem, że tu jest. Nagle zerwał się silniejszy wiatr, a ja poczułem uderzenie piłką w rękę. Natychmiast otworzyłem oczy i wstałem. Koło mnie stał malutki chłopczyk, który trzymał piłkę do siatkówki.
Mamio, Mamio! Ale ten Pan jest duuuzii!
Przepraszam bardzo!- zdyszana matka biegła za małym brunetem- przepraszam, ale Kuba nie rozstaje się z tą piłką i musiał wziąć ją nawet tutaj- na jej twarzy widać było zażenowanie.
Nic się nie stało. Tylko niech Pani na niego uważa, takiego malucha łatwo stracić z oczu.
Plosie Pana, zaglamy lazem kiedyś w siatkiówkę? Pan gla w siatkiówkę, plawda? Poceka Pan na mnie?
Poczekam- pogłaskałem malucha po głowie. Obróciłem się, a na grobie nie było już listu, zniknął… zabrał go.
Minął rok. Już wiem, co mój syn chciał mi przekazać. Chciał żebym dalej grał w siatkówkę i żebym wychował jego brata na wspaniałego człowieka. Niedawno urodził nam się drugi syn… Panie pielęgniarki nazywały go Kuba, bo przypominał im jednego z noworodków, który kiedyś się tu narodził.
I to właśnie było imię dla mojego drugiego syna. Brata mojego skarbu- Oliwiera Winiarskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz