Jakiś czas temu postanowiłam zacząć czytać książki związane z psychologią czy też problemami psychicznymi. Pierwszą, która wpadła mi w ręce i w wielu rankingach książek o tej tematyce góruje, jest "Uratuj mnie" Rachel Reiland. Ciekawi i tytułem i okładką.
Książka opiera się na prawdziwej historii Rachel. Poznajemy bohaterkę jako dorosłą kobietę, która zaczyna dostrzegać, że nie radzi sobie z życiem, szukając pomocy trafia do szpitala psychiatrycznego i na swoje szczęście spotyka terapeutę, który okazuje się być jednym z najważniejszych ludzi w jej życiu, ponieważ pomaga jej wydostać się z piekła.
Muszę przyznać, że na początku ciężko mi się ją czytało i nie chodzi mi tutaj o styl czy język, ale raczej o emocje jakie w sobie odkrywałam. Po pierwszych kilku rozdziałach musiałam odłożyć książkę, ponieważ podeszłam do tego tematu zbyt emocjonalnie, ale w niektórych momentach po prostu nie dało się nie utożsamić z bohaterką. Zadałam sobie wtedy wiele ważnych pytań dotyczących mnie i mojego życia. Kolejne rozdziały czytało się zdecydowanie łatwiej, mimo że uroniłam kilka łez, trochę w sobie zdusiłam. Potrafiłam poczuć niektóre emocje bohaterki i rozumiałam o czym mówi. Wielu nowych rzeczy też się dowiedziałam, poznałam inne sposoby patrzenia na świat, różne problemy. Analizowałam zachowania bohaterki w tym samym momencie i próbowałam wyciągnąć z nich wnioski.
Po skończeniu książki nie tylko wiem więcej, ale też czuję się lepiej. Bohaterka została zdiagnozowana jako przypadek BDP (borderline personality disorder), pograniczne zaburzenie osobowości, jest to dość obszerny termin, który nie do końca został zdefiniowany, jednak wiele ludzi się z nim boryka. Historia Rachel pokazuje, że terapia może pomóc, że pomocy trzeba szukać i się na nią otwierać. Wydaje mi się, że w tym świecie nadal panuje przekonanie, że choroby psychicznej należy się wstydzić, że trzeba sobie radzić i nie prosić o pomoc... wcale nie.. pójście do psychologa/ psychiatry, jest taką samą pomocą jak pójście do lekarza ogólnego/ kardiologa. Nie ma się tutaj czego wstydzić, a wręcz jest co doceniać, to znaczy, że jesteśmy silni i chcemy wgrać z chorobą :)
Cytaty:
"Bardzo cierpiałaś i teraz trudno Ci komuś zaufać, trudno uwierzyć, że komuś może na Tobie zależeć, ponieważ sama siebie nienawidzisz. Z jednej strony chciałaś, żeby ludzie uwierzyli, że jesteś silna. Ale w głębi duszy pragnęłaś, żeby ktoś przeniknął przez tę warstwę ochronną i dowiedział się, co tak naprawdę czujesz. Bałaś się jednak, że nikt na świecie nie jest w stanie Cię zrozumieć lub, co gorsza, że wszyscy się od Ciebie odwrócą."
"Potrzebujesz ludzi, i to tak bardzo, że Cię to przeraża. Odpychasz ich, żeby się za bardzo do Ciebie nie zbliżyli, a potem tego żałujesz. Twierdzisz, że nie chcesz, żeby ktoś Cię zrozumiał, ale to nieprawda. Bardzo tego pragniesz. Wydaje Ci się tylko, że nikt nie jest w stanie Cię zrozumieć, a nie zniosłabyś kolejnego zawodu."
Nikt nie bał się mnie bardziej niż ja sama.
- Nie potrzebuję Cię!
- Tylko tak mówisz, ale wcale tak nie myślisz. Potrzebujesz mnie tak bardzo, że Cię to przeraża. Boisz się, że Twoje pragnienie jest tak wielkie, że albo mnie zgniecie, albo przed nim ucieknę.
-Nie miałaś wyjścia, Rachel. Musiałaś tak robić. Miałaś mnóstwo problemów i musiałaś sobie z nimi radzić, a alkohol, narkotyki i seks to był Twój sposób na życie. Zły? Destrukcyjny? Tak, ale nie miałaś innego wyboru.
-Mówiąc językiem psychologii, osiągnęłam świadomość ,stałości związku' to znaczy zrozumiałam, że silny związek może przetrwać złość, gniew i czasową rozłąkę.
Jak żyć ze samym sobą, jak żyć z kimś, w świecie, w którym, każdy jest osobną jednostką, jest skazany sam na siebie. Ludzie dziś... nie wiem czy są jeszcze ludźmi, chyba nie potrafią patrzeć dalej niż poza czubek własnego nosa. W tym świecie, każdy powoli dąży do samodestrukcji.
Zastanawiam się, jak można dalej żyć ze samym sobą, kiedy patrzysz w lustro i nie widzisz w nim nic poza własnym odbiciem. Twój obraz nie wywołuje żadnych uczuć, chyba nawet nie czujesz już złości. Patrzysz na siebie i widzisz masę, zwykła masę, która tworzy coś na kształt człowieka, w którym podobno znajduje się mózg, serce, wątroba, dusza i inne narządy. Chyba część z nich straciłeś albo powoli je tracisz. Przemywasz twarz wodą, ponownie patrzysz w lusterko, dotykasz go i głaszczesz swoje czoło, jakbyś chciał powiedzieć 'przepraszam', przepraszam samego siebie za to, co sobie zrobiłem'. Nie denerwujesz się, nie krzyczysz, nie zbijasz lusterka, po prostu stoisz i je głaszczesz, jakbyś sam chciał zostać pogłaskany. Tak naprawdę marzysz, żeby ktoś położył rękę na twojej głowie i powiedział, że nic się nie stało, wszystko będzie dobrze i że jesteś wspaniały. Nie jesteś przeciętny, zwykły, niedobry, jesteś piękny, jak nikt inny. Tak... ale jesteś tam sam, nikt nie rozumie co się dzieje i jak się czujesz. ''To twoje fochy, twoje problemy'', to ty sie źle zachowujesz i ty masz to rozwiązać. Właśnie tak się czujesz, a oni.. oni cię w tym utwierdzają. Robią ci jeszcze większa krzywdę, bo wpędzają cię w poczucie winy. Może rzeczywiście, to ty jesteś tym złym, ale przecież chciałeś od nich tylko miłości i wyciągniętej ręki.Jak powinieneś się teraz czuć? Czy jesteś ciągłym problemem, czy chwilowo stałeś sie dzieckiem czułym na każde emocje, tak czułym, ze złe spojrzenie może ci złamać serce, a źle dobrane słowo zapędza cię w kozi rog. Potrzebujesz, żeby ktoś pomógł ci wstać z podłogi, wziął cie w ramiona i przytulił i trzymał, trzymał tak długo póki się nie posklejasz... nikt nie chce ci tego dać, czujesz się jeszcze bardziej samotny. Nienawidzisz ich, nienawidzisz ich za to, że nie ma ich przy tobie, kiedy mówili, że będą na zawsze. Musisz sobie wybaczyć, to nie twoja wina, samotność, ból, choroba, nie zależą od ciebie, to tylko kolejna rzecz, z która musisz sie zmierzyć. Smutne jest to, że musisz zrobić to sam, bo ludzie nie rozumieją. Nie chcą.
Jakiś czas temu zastanawiałam się nad powszechnym zjawiskiem singla, szczególnie w obrazie życia kobiety. Często słyszy się nieco śmieszne stwierdzenia typu '' taka fajna dziewczyna, a ciągle sama'', no właśnie fajna, słowo kluczowe, jeśli fajna znaczy porządna, mądra, wykształcona, zdecydowana, to rzeczywiście będzie trudno znaleźć jej równie 'fajnego' faceta. Wydaje mi się, że takie kobiety dlatego są same...oczywiście jest wiele czynników, które na to wypływają i o większość nie mogę się wypowiadać, ale widzę pewne zachowania/wymagania, które zmieniają nasze zachcianki i priorytety.
Miłość nie jest łatwa, jest trudna. Związki nie są wieczna sielanką, są praca, nad sobą samym w szczególności. Nie jesteśmy w stanie zrobić niczego za druga osobę. Ostatecznie, ta praca, uczucia i emocje tworzą niezapomniane wspomnienia szczęścia, czyli powód dla którego często przez miłość cierpimy, ale tak bardzo tego pragniemy. Mówią, że do tanga trzeba dwojga i w stu procentach się z tym zgadzam, żeby taka organizacja jak związek/małżeństwo działały, obie strony muszą być równie zaangażowane, kiedy zachodzi proces 60% do 40% już możemy zauważyć w związku jakieś zaburzenia, chwilowe problemy. Kontynuując, chciałam dzisiaj spróbować napisać notkę o tym czego kobiety chciałyby od mężczyzn. Mówię o prawdziwych kobietach, a nie dziewczynkach, które chcą się wiecznie bawić, życie traktują jak jazdę na roller coaster, a prawdziwym problemem jest jaśminowy czy amarantowy kolor paznokci. Pisząc o tym postaram się tez przedstawić wymagania do prawdziwych mężczyzn, facetów, którzy wiedza czego chcą i jak to zdobyć, a nie zagubionych chłopców, których ambicjami są imprezki, alkohol i 'dupeczki'. Nie chce nikogo tym tekstem urazić, raczej takie podejście do życia mnie bawi, ale wiem, ze są ludzie, którzy podzielą moją opinie i rzeczywistszy szukają w życiu czegoś więcej, wymagają od związku rzeczy, które dziś mogą wydać się 'przereklamowane', ale to tak naprawdę one pozwalają ludziom przetrwać ze sobą w każdym czasie, długie lata.
Kiedy wchodzimy z kimś z związek, na początku jesteśmy w stanie zakochania, tak wszystko jest wspaniale. Niektórzy doznają słynnych 'motylków' w brzuchu, inni nie jedzą z podekscytowania, każdy przechodź to na własny sposób, kiedy ten czas mija zaczynami zmierzać się z codziennością. Dostrzegamy wady, zalety, problemy, zaczynamy myśleć i widzieć przyszłość. Wydaje mi się, ze prawdą jest założenie, że zaczynając się z kimś spotykać, powinniśmy chociaż chwile pomyśleć, czy chcielibyśmy spędzić z ta osoba resztę życia. Nikt nie karze urządzać zaręczyn i brać ślubu po pół roku, ale wziąć to pod uwagę, wziąć odpowiedzialność za przyszłość jaka może się wydarzyć. Kiedyś na tym blogu napisałam ''Nigdy nawet nie podchodź do mnie, jeśli kiedykolwiek pomyślałbyś, żeby mnie opuścić.'' Dziś podkreślam to jeszcze raz i sądzę, że mam tu racje. Po co wchodzić w związki z kimś, z kim nie widzisz siebie za rok, dwa, dziesięć? Po co marnować czyjś i twój czas, szanse.
Czego chcemy od facetów?
Bezpieczeństwa, tak to zdecydowanie numer jeden. Chce czuć się bezpieczna i pewna w każdej sytuacji, chce wiedzieć, że nawet jeśli będzie źle, mój mężczyzna jest w stanie mnie obronić, poradzić sobie z całym złem, żebyśmy mogli być szczęśliwi i spokojni.
Pewności, to co mówisz, nie możne być tylko słowami. Tak samo jeśli coś robisz, nie zaszkodzi jeśli wyjawisz swoje myśli, zamiary. Mężczyźni często zarzucają kobieta, że liczą, że wszystkiego się domyślą, w niektórych przypadkach pewnie dalej to egzystuje, ale w dzisiejszym świecie zaczęłyśmy to dostrzegać i zmieniać nasze przyzwyczajenia, mówimy wprost, zamiast bawić się w domyślanie. Tego samego chciałybyśmy z drugiej strony.
Zaangażowanie, chyba podstawowy budulec każdego związku. Jeśli ja się angażuje, to ty też masz takie 'prawo, przywilej', jeśli mnie kochasz. Chce dawać ci wszystko co najlepsze, nie patrze na straty, kiedy robię coś dla ciebie, takie zachowania powinny działać w dwie strony. Jeśli ktoś nie traktuje cię tak poważnie, jak ty jego, to gdzie złoty środek?
Oparcie,często szukamy oparcia w mężczyźnie, bo jest od nas silniejszy, odporniejszy. Kiedy świat wali się nam na głowę, chcemy schować się w jego ramionach, móc się tam uspokoić, a potem dostać 'kopa' do działania, zobaczyć wiarę w jego oczach, wiarę w nas, nasze zdolności. Usłyszeć słowa: na pewno sobie poradzisz, bo jesteś tego warta, ale pamiętaj, że zawsze będę za tobą i we wszystkim Ci pomogę, tylko powiedz' - w tym zdaniu, ani nie umniejszasz zdolności kobiety, ani nie karzesz robić jej wszystkiego samej. My kobiety potrafimy analizować jedno zdanie milion razy i wyciągnąć z nich każde słabe/mocne strony, dlatego często to co mówisz i jak mówisz ma dla nas duże znaczenie, możesz nie zdawać sobie sprawy i przypadkiem powiesz coś, co sprawi, ze przez najbliższy tydzień, możesz zapomnieć, że ona się do Ciebie odezwie.
Do tego punktu podpisałabym też umiejętność słuchania, jeśli kobieta zdecydowała się o czymś ci powiedzieć, prawdopodobnie ma to dla niej znaczenie. Jeśli czymś się z tobą dzielimy, to znaczy, dana sytuacja na nas wpłynęła, wywarła zachwyt lub przykrość.
Mężczyzna powinien być ambitny i pomysłowy. Stabilizacja i pewność w pewnym stopniu wiążą się też z finansami, bo co z tego jeśli jesteś pewna, że facet kocha Cię nad życie, ale pod względem podejścia do życia i pieniędzy wydaje Ci się, że został w piaskownicy? Świat zmienił się na tyle, że dążymy do samorozwoju, miło jest patrzeć kiedy twój mężczyzna rozwija się razem z tobą, czy to na tle ogólnych zmian czy dążenia do określonych celów w życiu prywatnym.
Najważniejsza rzecz: SZACUNEK
Powiedzmy szczerze, chodzi o najprostsze rzeczy jak otwieranie drzwi, przepuszczanie, słowa "proszę", "dziękuję", ale też o poważniejsze, jak szacunek do całości. Twojego ciała, czasu, twoich myśli, zdania. Moim zdaniem jest to rzecz, której musimy wymagać i nie ma tu miejsca na kompromis, jeśli szanujesz siebie, to facet z którym jesteś ma to robić na 200%. Nie da się 'przymykać oka' na gesty, którymi mężczyźni wprawiają kobiety w zakłopotanie lub pogarszają ich samoocenę.Skoro z Tobą jestem, to znaczy że Cię szanuję, zrób to samo dla mnie, respektuj moje zasady, tak jak ja respektuje twoje.
Przez szacunek rozumiem też dotrzymywanie słowa. To bardzo ważne, szczególnie, że wpływa na nasze zaufanie. Jeśli czegoś nie czujesz/umiesz/nie chcesz to nie mów, że to zrobisz. Składaj obietnice, ale tylko takie, które CHCESZ spełnić. Rozczarowanie bardzo boli.
Podziw, chcemy być podziwiane, chcemy słyszeć takie słowa jak: "jesteś piękna, dobrze wyglądasz w tej sukience, to nowa szminka?". Potrzebujemy słyszeć, że obiad był pyszny, że kochasz ją jak się denerwuje, lubisz patrzeć jak nad czymś myśli, że ogólnie JĄ KOCHASZ. Dla niektórych mowa o uczuciach to, jak orka na ugorze, ale zrozum, że nie mówiąc jej takich rzeczy, będziesz wpędzał ją w obawy,w kompleksy, będzie szukać takich uznań u kogoś innego. Kobiety chcą czuć się kobietami...?
Przyszłość, tak to może dosyć trudny temat i można rozwinąć go na różne sposoby, ale my kobiety chcemy widzieć wspólną przyszłość z mężczyzną, z którym się wiążemy. Chcemy tego samego od niego. Chcemy być pewne, że w przyszłości jesteśmy nadal obok siebie i nie ma znaczenia czy za to dziesięć lat będziecie mieli pieska, kotka, rybkę, mieszkanie na Manhattanie, czy wasze drogi się rozejdą, ale jeśli myślisz o niej poważnie, jeśli teraz jesteś pewnie, że chcesz mieć ją w przyszłości, to proszę Cię nie oszczędzaj zażartowania:"Zrobię wszystko, żeby nasza córka nie miała Twojego charakteru" kiedy się kłócicie, żeby rozluźnić atmosferę, a jednocześnie podkreślić, że będziecie mięli coś WASZEGO.
Jak żyć z samotnością lub inaczej jak samotność pokonać? Pozbyć się jej, a może po prostu się do niej przyzwyczaić? Czy da przyzwyczaić się do uczucia samotności? Przecież zawsze byłeś duszą towarzystwa, potrafiłeś odnaleźć się w każdej sytuacji, ale czy to ma większe znaczenie? Zastanów się czy będąc wśród tych wszystkich ludzi nie byłeś samotny? Prawdopodobnie w mniejszym bądź większym stopniu gdzieś już to poczułeś. Z drugiej strony chyba wtedy nie wyobrażałeś sobie jak to jest być samotnym, całkowicie samotnym. Prawdopodobnie nie mogłeś zdawać sobie z tego sprawy, bo nie doświadczyłeś aż tak silnych przeżyć oddalenia, osamotnienia.
Chciałabym napisać wam, jak sobie z tym radzić, chciałabym stworzyć porady, które pomogą innym ponownie sobie radzić, nauczyć się żyć na nowo. Mam tylko jeden mały problem...Nie mogę napisać poradnika pod tytułem ''Jak zwalczyć samotność'', skoro sama nie znalazłam na to sposobu i sama codziennie z nią walczę, czasem z nią wygrywam, ale nie stale. Jestem człowiekiem, odnoszę porażki jeśli chodzi o walki ze sama sobą. Jeśli chodzi o granice między tym co myślę, a mówię, czuję a robię.
Nie ma dokładnie opracowanej, jednej i głównej definicji samotności, każdy ma prawo inaczej ją odczuwać i możne być czym innym spowodowana. Według badań przeprowadzonych przez brytyjską organizację samotność jest głębokim uczuciem przytłoczenia i odrzucenia, inni naukowcy mówią o ogromnej potrzebie przynależności ludzi. Samotność nie idzie w parze z rozwojem człowieka. Człowiek nie powinien iść w parze z samotnością.
Można być samotnym siedząc w pokoju pełnym ludzi, będąc na imprezie z licznymi znajomymi. Można tez być dosłownie samotnym, kiedy otaczają cię nieliczni ludzie, a przede wszystkim nie są to ludzie, którzy odgrywają w twoim życiu najważniejsze role.
Moja samotność bywała rożna, prawdopodobnie mam swoją własną definicje tego słowa, dla mnie to straszne uczucie. Zmieniało się ono wraz z wiekiem i sytuacjach w jakich byłam, prawdopodobnie takie uczucia maja mało wspólnego z obecnym stanem w jakim się znajdujesz. Możesz być szczęśliwy, ale podświadomie czuć się samotnie.
"Samotny mózg" i "samotne serce"
a) Co ja tu robię? - zastanawiam się od dłuższego czasu- a tak jestem na najlepszej imprezie w mieście. Dookoła widzę pełno znajomych twarzy, uśmiecham się pod nosem, pije kolejnego drinka,tańczę do swoich ulubionych piosenek. Zaraz przyjdzie jeszcze więcej znajomych, z którymi mam tyle świetnych wspomnień. Mam na imię Kasia, studiuję architekturę w Warszawie. Dziewięciuset znajomych na fejsie, sześćset followersów na instagramie, połowa tego na snapie. Snapuje, vloguje, jestem aktywna, żyje w internecie tak samo jak i w realu. Każdy uwielbia moją osobowość, każdy możne ze mną porozmawiać, pobawić się. Ludzie mnie lubią, ja chyba lubię ich. Od jakiegoś czasu coś jest nie tak, wychodzę z najlepszymi przyjaciółkami, ale wydaje mi się jakbym była z nimi tylko ciałem, duchem... mój duch gdzieś odlatuje. Potrafię być zabójczo urocza i szczęśliwa, zagryzam zęby kiedy coś mnie boli. Wydaje mi się, ze mam dużo ludzi na których mogłabym liczyć, no właśnie wydaje mi się. Wcale nie jestem tego taka pewna, dlatego tak często nawet gdy jestem z nimi łapie mnie uczucie, że jestem tak bardzo samotna. Mam szczęśliwa rodzinę, dobrego chłopaka i porządnych kolegów, ale czuję się jakbym była skazana tylko na siebie. Jakby oprócz mnie nie było nikogo. Nie jestem pewna nawet siebie, a co dopiero ludzi dookoła. Czemu znowu tutaj jestem, gdzie ja powinnam teraz być? Tysiąc pytań w mojej głowie i ten ból w skroni, ból i uczucie przygnębienia, nie pozwalam im wydostać się na wierzch, ale w środku... w środku jestem jak mała dziewczynka, którą wszyscy porzucili. Wydaje mi się, ze boje się stracić tych wszystkich wspaniałych ludzi, ale czy ja ich w ogóle mam?
b) Kolejny dzień wracam po pracy, rzucam siatki z zakupami w kuchni i patrzę na telefon, wciąż nie dzwoni. Kolejne godziny mijają, zegar uporczywie tyka, ale czuję jak te godziny oznaczają dla mnie wieczność, wieczność w samotności. Jedna głupia godzina trwa i trwa, tydzień, drugi tydzień, kiedy skończy się ten miesiąc? Kiedy będę mógł ich zobaczyć, przytulić? Kiedy będę mógł rzucić to wszystko i być tam gdzie chce, być z tymi których kocham, z którymi dziele swoje życie? Mam 25 lat, wyjechałem zaraz po studiach, pracuje w Niemczech, mam na imię Tomek i czuje się cholernie samotny w miejscu w którym teraz jestem. Mam znajomych, oczywiście, mam paru kolegów w pracy z którymi wychodzę co jakiś czas na piwo, choć tak naprawdę w ogóle nie mam na to ochoty, nie chcę poznawać nowych ludzi. Mam już ludzi, którzy są dla mnie ważni, z którymi chciałbym spędzać czas, ale nie mogę. W natłoku myśli, schodzę z powrotem do kuchni, żeby przygotować sobie obiad. Staram się robić wszystko by zapełnić czas, by nie czuć pustki, samotności. Zapomnieć o tym, ze ktoś powinien tu być, a uporczywie go nie ma.
Dwa dni temu dostałem awans, w sumie racja sprawiło mi to dużo szczęścia. Lubię to co robię, cieszyłem się. Cieszynem się, ale sam. Chciałem wrócić do domu, wziąć swoja dziewczynę w ramiona i pochwalić się co osiągnąłem... jedyne co mogłem zrobić w tym momencie to do niej zadzwonić.
- Zuza nie uwierzysz! Awansowałem- w odpowiedzi dostałem jej pisk szczęścia i śmiech.
-Widzisz, wiedziałam, jesteś wspaniały, jestem taka dumna!- niemal wykrzyczała, a potem wystąpiła niezręczna cisza.. tak w tym momencie powinienem ją mocno przytulic i kazać jej uszykować się na wykwitną kolacje, żebyśmy mogli to uczcić. Jedyne co mogę jej zaproponować w tym momencie, to wino przez skype. Serce podchodzi mi do gardła, kiedy dociera do mnie, że powonieniem się cieszyć, ale nie mam się z kim tym szczęściem naprawdę podzielić.
Który tytuł z wyżej przeze mnie napisanych pasuje do sytuacji a, który do b?
Prawdopodobnie każdy w jakiejś setnej procenta odpowiada do obydwóch. Chciałam wam tylko pokazać, że samotność może być bardzo różna, takich przykładów moglibyśmy znaleźć jeszcze więcej, może z którymś z nich możecie się utożsamić? Życzę wam, żeby to nie była prawda, żebyście nigdy nie dochodzili do takich punktów. Uczucie samotności prowadzi do problemów... przede wszystkim niszczy to, co jest w Tobie piękne.
Powyższy tekst jest opisem samotności według mnie, specjalnie nie napisałam jak wyglądała/ wygląda ona u mnie i na razie wstrzymam się z taką historią. Nie jestem psychologiem i prawdopodobnie mogę odbierać niektóre rzeczy w nieodpowiedni sposób, jednak przykłady które podałam, w pewien sposób są oparte na moich doświadczeniach czy wiedzy. Może poszukamy wyjścia z takich sytuacji?
We were gonna move to Brooklyn You were gonna study Art Love is just a tool To remind who we are
Ostatnimi czasy rzadko wchodziłam na tego bloga, raczej z przypadku, jak można zauważyć, z poprzedniego już roku wstawiłam tutaj tylko dwa posty. Przez ten cały czas bardzo mało pisałam, tak naprawdę wcale. Czasem parę zdań, które coś dla mnie znaczyły, ale właśnie z tym czasem uświadomiłam sobie, że prowadzenie bloga było dla mnie czymś przyjemnym. Jest to takie miejsce, w którym mogę się podzielić nie tylko swoim życiem, ale też swoimi myślami i chyba jest to dla mnie swojego rodzaju terapia, którą postanowiłam wznowić. Nie wspominam już o fakcie, że właśnie pisanie sprawiało mi ogromną radość, pewnie też pozwoliło się rozwijać i uporać z emocjami.
U mnie bardzo dużo się pozmieniało od początku założenia tego bloga, wczoraj postanowiłam zrobić na nim trochę porządków, a przy okazji przeczytałam niektóre wątki. Prócz okropnego stylu pisania, chaotyczności, znalazłam też wiele bawiących mnie elementów, jak moje stare przygody, znajomości i plany na przyszłość, która teraz chyba jest zupełnie inna, bynajmniej na pewno się różni. Zamiast zakładania nowej strony, pousuwałam niektóre stare posty, ale nie wszystkie, więc podejdźmy do nich z przymrużeniem oka, jednak czas i mój wiek zmieniły jeszcze więcej. W tym roku będę dobijać 20 lat i moje spojrzenie na świat, życie, związki,przyjaźnie jest... inne.
Nie do końca wiem od czego zacząć kontynuację, od opowiedzenia jak moje życie wygląda teraz, jak wygląda Anglia, studia, sama ja? Myślę, że nazbierałam trochę doświadczeń i przeżyć, którymi mogłabym i chciałabym się tutaj podzielić. Tak jak wspominałam wcześniej, chciałabym pozwolić sobie tutaj na otworzenie moich emocji na świat. W moim życiu różnie sobie ze wszystkim radziłam, miałam dobre i złe momenty, wielu rzeczy się nauczyłam i mimo, że pewnie nie będzie to proste, chciałabym zmotywować niektórych do zmiany na lepsze. Samą siebie chyba też. Jeśli będę potrafiła pisać o osobistych elementach mojego życia i próbie ich zmiany, chciałabym komuś tym pomóc. Myślę, że w kolejnym poście opiszę pokrótce drogę do miejsca w którym dziś jestem, a dalej będę pisać co podpowie mi serce.