Czy kiedyś ktoś próbował dać ci tyle nowych szans jak ja?
Czy próbował tyle razy ktoś twój naprawiać świat jak ja?
Czy próbował tyle razy ktoś twój naprawiać świat jak ja?
"Tylko proszę nie pisz mi, że dziękujesz za wszystko, nie mów mi o rzeczach których beze mnie nie mógłbyś zrobić... Dobrze wiesz co te słowa mogą spowodować. Mogę zrobić dla ciebie wszystko, możesz mnie uzależnić od słów "dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś"... będę gotowa na wszystko. Dla jednego krótkiego sms-a będę potrafiła rzucić wszystko i biec do ciebie. Niech nikt już nie mówi mi o tym ile dla ciebie robię, niech już nikt nigdy nie powie mi, że pewnie muszę dla ciebie coś znaczyć, nawet najmniejsze COŚ. Dobrze wiemy jaka jest prawda. " - rzuciłam na stolik kartkę z niestarannie zapisanym tekstem, zapłaciłam kelnerce za podwójne espresso i po prostu wyszłam. Zamykając za sobą drzwi zamknęłam też kawałek serca.
Zanim wróciłam do domu, błądziłam po mieście obsypanym śniegiem ciągnąc za sobą stos dręczących mnie myśli, które były wręcz przywiązane do mnie na grubych,mocnych łańcuchach... choć chyba się mylę to ja byłam przywiązana do nich i za nic nie mogłam się uwolnić. Minęło kilka godzin, dla mnie bardzo długich i chłodnych godzin. Czerwone od mrozu ręce, co jakiś czas przecierały tylko zmęczone oczy. Nie płakałam, nie mogłam płakać, przecież on był szczęśliwy, więc nie miałam prawa płakać. Teraz to miał być ratunek dla mnie, nie dla niego... swoją drogą dziwne... zrobimy wszystko dla kogoś, kto dla nas nie zrobiłby nic. Poświęcimy swój czas, uśmiech, serce, życie, pieniądze dla kogoś, kto nam może ofiarować tylko próby walki, rozmowy.... same próby.
Usiadłam na dużym drewnianym łóżku zaścielonym fioletową narzutą i spojrzałam na obraz za oknem, spojrzałam na tło, które tylko dopełniało w jakiś sposób mój pokój i okno. Dla niego ja też byłam tylko jednym skrawkiem tła dla jego życia. Nawet nie wiem ile godzin mogło minąć za nim wstałam, przeszłam kawałek do łazienki i po prostu upadłam. Moje ciało było całkowicie bezwładne. Mój wzrok znowu ulokował się tylko w jednym punkcie. Nie miałam ochoty nawet mrugać. Czułam się dziwnie, ale powoli starałam się do tego przyzwyczaić, zawsze się tak czułam kiedy tylko coś zadało mi ból. Z jednej strony naprawdę chciało mi się wyć, ze znowu mi nie wyszło, że znowu go tracę, a dokładniej mówiąc tracę siebie w nim. Z drugiej panowała we mnie totalna pustka i chyba gdyby nie kłębiące się myśli mogłabym przestać istnieć, mogłabym stać się tak cicha, że aż bym zniknęła. Nie byłam na niego zła, nigdy nie umiałam być na niego zła, byłam zła na siebie, że albo nie umiem mu pomoc albo po prostu za wiele sobie wyobrażam. Dobrze wiedziałam, ze najbliższe dni będą dla mnie szarą pustką. W normalnych okolicznościach nie myślałam o nim codziennie, rzadko go widywałam wiec nie tęskniłam, mimo ze czasem nie widzieliśmy się rok, nie rozmawialiśmy kilka miesięcy. Jeśli wiedziałam, ze jest bezpieczny i ma chociaż odrobinę szczęścia , starłam się odsunąć od jego życia. Wtedy żyłam swoim. Ale jeśli wiedziałam, ze u niego coś jest nie tak lub ja znów się zawiodłam, potrafiłam przezywać to przynajmniej 168 h czyli 10080 minut i 604800 s.. najdrobniejsze rzeczy brzmiały mi w głowie sześćset cztery tysiące osiemset sekund.
W sumie to może ja wepchałam się w jego życie,a on co on miał z tym zrobić? Przecież on nigdy nikogo nie chce zranić. - minęło 56h 24min i 13 sekund... a ja parząc herbatę, znowu myślę co u niego, czy dobrze się czuje i co zrobi za tydzień, gdzie teraz jest. Na 5s wytchnienia wyrywał ma dzwonek do drzwi, za nimi pojawił się Maciek z małym pieskiem.
-Cześć księżniczko, czemu nie odbierasz telefonu, czemu już wróciłaś?
-Uciekłam jak zawsze, napijesz się herbaty?- zaprosiłam ich ręką do środka.
-Tak chętnie, coś się stało prawda?
- Nic się nie stało.
-Natalia ty nigdy nie uciekasz z Zakopanego.
- No własnie o to chodzi, ze nic a nic się nie stało
- Dawid, mogłem się domyślić. I tylko nie mów mi, że to nie przez niego, ze to ty jesteś winna. Dobrze widzisz jak jest, starasz się mu pomoc, nie zawsze ci wychodzi, ale się starasz... ale to nie zmienia faktu, że znaczysz dla niego tyle samo co od początku.. czyli..-zaprzestał, trochę za późno się zorientował, że wyrządzi mi tym ból.
-NIC. Doskonale to wiem. Chce być dla niego tym jednym małym cholernym cudem, który nie będąc z nim, nie czując żadnej miłości da mu ogrom szczęścia, rozumiesz?
-Tak, ale nie mam zamiaru marnować na ten temat kolejnych 260 sek. Lepiej pomóż mi znaleźć dla niej imię!- spojrzałam na małą suczkę, która obecnie bawiła się moim butem. Dopiero teraz zobaczyłam jaka jest śliczna i słodziutka.
-Skąd ją masz- zapytałam?
- Ciotka ją znalazła koło śmietnika, nie mogłem jej nie wziąć...
-Przecież ty nie cierpisz zwierząt, swoja drogą ludzie są okropni, jak można wyrzucać takiego malucha - wzięłam psiaka na ręce i zaczęłam pieścić.
- Chyba powoli zmieniam zdanie, pora przywyknąć, jeśli chcesz tu przeżyć.
- Może nazwiemy ją Malinka albo Sara.....
- Zbyt pospolite. Stać cię na więcej...
- Nie dzisiaj Maciek, nie przez najbliższe dni.
- Czemu ty to wszystko robisz, przecież go nie kochasz?
- Nie wiem... po prostu to jest jakiś cel w moim życiu, nie rozumiesz jak to jest czuć w sercu totalną pustkę, kiedy już nic nie daje ci żadnego szczęścia, żadnych wyższych emocji... tylko jego uśmiech i jego szczęście. Nie wiem co to ma znaczyć... po prostu jego emocje to WSZYSTKO, co jeszcze mam.
- Mam dla ciebie propozycje... wyjedźmy stąd.. chociaż na parę miesięcy...- mój kolega chyba oszalał... ale w sumie już od dawna myślałam,żeby jechać do pracy za granicę, spróbować gdzie indziej.
**************************
Minęło 560h... tak teraz zajmuję się swoim życiem, co jakiś czas wspomnę o Dawidzie, zrobię coś żeby jakoś go wesprzeć, tyle razy mówiłam, że pomagając innym pomagam sobie. Inaczej zrobić nie mogę. Obecnie mieszkam sama w Londynie, parę razy w tygodniu widzę się z Maćkiem i z Tutti (w sumie ładnie wybrał), co jakiś czas wychodzę z Alessio na spacery do parku, czy na imprezę, żyję zupełnie normalnie.
Alessio ostatnio uświadomił mi, że to ja potrzebuję Dawida do życia, nie on mnie... on beze mnie wspaniale da sobie radę, nic szczególnego nie wnoszę... to tylko ja cały czas podtrzymuję ten kontakt, bo bez niego na razie nie potrafię dać rady... bo poświęciłam na to tyle czasu, energii, że nie umiem tak po prostu tego zostawić... za często miałam z tego satysfakcje, radość... Cholernie mądry chłopak, powiedział mi to prosto w oczy, a ja zamiast rozpłakać się, przyznałam mu rację. Muszę znaleźć nowy cel...
*********************
Już nie wiem ile minęło godzin... ale bardzo dużo...chyba znalazłam nowy cel, nie jestem jeszcze pewna, ale może niedługo dostanę nową szansę. Jednak u mnie znowu jest źle, znowu coś mnie gryzie. Potrzebuję zrobić coś dla mojego serca, potrzebuję chyba tylko go zobaczyć.
********************
Koło godziny 10 rano usłyszałam dźwięk sms-a, na którego czekałam od dłuższego czasu. "Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, dzisiaj koło 20 może będę miał czas, mogłabyś wpaść do Zakopanego?"- początkowo myślę, tak idioto przylecę ci z Anglii do Zakopanego, bo akurat dzisiaj MOŻESZ mieć dla mnie czas... mija 20 minut, wszystko wraca. Wyciągam z szafki pierwsze lepsze ubrania, chowam do walizki,łapę co jest pod ręką, na ulicy spotykam Maćka, pyta się mnie co robię, chaotycznie odpowiadam, że zaraz lecę do Polski, mówię co się stało, cała się trzęsę, teraz płaczę, okropnie wyję.
-Nie rób tego, że i tak może tego czasu nie znaleźć -kolejny cios- zostań tu dla mnie... proszę... chcę dla Ciebie jak najlepiej... dam ci Tutti...
- Po co mi Tutti o czym ty mówisz?
- Zastanów się co to słowo oznacza, jak myślisz po co ją tak nazwałem... chciałem ci ją dzisiaj dać, ona tak cię uwielbia, a ja... ja chciałem dać na znak... znak tego jaka jesteś dla mnie ważna...- odwróciłam wzrok, nawet nie do końca zrozumiałam co powiedział, otworzyłam drzwi taksówki, która właśnie podjechała pod dom... Poleciałam tam.
*********************
Dopiero kiedy jechała autobusem do Zakopanego uświadomiłam sobie co mówił do mnie Maciek... chciał mi dać wszystko... bo to właśnie 'tutti' znaczy po włosku wszystko. Czy popełniłam błąd? - Nie chciałam teraz o tym myśleć, teraz myślałam tylko o tym co mu powiem, czy będę się stresować... jak to wyjdzie...
Po paru godzinach, które wyjątkowo szybko mi zleciały, po paru miesiącach znowu stoję pod skocznią, ulubionym miejscem do rozmowy.
Minęła 21... kolejny sms: "Przepraszam Ola, nie dam dzisiaj rady".- Siadam na krawężniku i kolejny raz nie mogę uwierzyć w swoją głupotę. Często jest tak, że jak nam na czymś bardzo zależy i bardzo się o to staramy to tylko dostajemy kopa w dupę, ale to była już przesada...Uświadomiłam sobie, jak często oddawałam mu TUTTI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz