niedziela, 8 marca 2015

Nothing more...


Dzisiaj na szybko, krótki rozdział. 
IDEALNIE. KU.
Przyspieszone bicie serca łączy się z coraz płytszym oddechem. Ciało jednak pozostaje całkowicie spokojne. Siedzisz w tym samym miejscu, tylko ze nie możesz się ruszyć, sparaliżowało cię. Już nie widzisz żadnego sensu w zwykłym poruszeniu ręka. Powolnie osuwasz się na podłogę, dotykając policzkiem lodowatych płytek. Twoje chłodne ręce nie odczuwają różnicy temperatur, nie ma ona już żadnego znaczenia. Po twoich policzkach wcale nie spływają rzewne łzy. Nie rzucasz książkami. Nie krzyczysz, zdzierając sobie gardło. Nie wsiadasz w samochód i nigdzie nie jedziesz. 
Po postu leżysz na podłodze, wlepiając swoje nad wyraz spokojne oczy przed siebie. Nie dociera do ciebie, że powód dla którego kiedyś byłeś wstanie zrobić wszystko nie ma już najmniejszego znaczenia. 
Przypomnij sobie ile razy myślałeś o tej chwili, ile rożnych scenariuszy masz w kieszeni. Miałeś walczyć, prawda? Miałeś w tym momencie zrobić wszystko co się da, by zmienić decyzję, która złamała twoje życie. Chwila moment... Co teraz robisz? Leżysz. Właśnie uświadomiłeś sobie, że nic nie zmienisz, nikt nie pytał się ciebie o zdanie i nic na to nie poradzisz. Gdybyś nawet mógł coś powiedzieć to jak to zrobisz skoro jesteś zbyt sparaliżowany? 
Twoja dusza krzyczy, wnętrzności są poszarpane, twój umysł wariuje, widzisz w podświadomości twoja sylwetkę rzucająca przedmiotami, ale ten chaos panuje tylko tam. Na zewnątrz jesteś skałą. Nie spłynęła ani jedna łza po twojej twarzy. Ona nie mogła spłynąć, bo stałeś się pustką. Bez 'swojego sensu' zostałeś niczym, wrakiem, pustym opakowaniem, które kiedyś będziesz chciał wypełnić, by nie czuć tej paraliżującej pustki. Uważaj czym ją wypełniasz. Chroniczne poszukiwanie celu zaprowadzi Cię do piekieł. 
Twój najważniejszy skarb wypadł ci z rąk, choć nigdy go nie trzymałeś. 
Nadal leżysz na podłodze? Nie martw się, kiedyś się podniesiesz. Najpierw musisz pokonać ogień, który pali skronie, który doprowadza cię do parteru i jakby gwoźdźmi przybija do podłoża. 
Minęły godziny, a ty nadal tam leżysz? Cóż, to dopiero początek. Masz obowiązki więc będziesz musiał wstać, umyć się, coś przegryźć- będziesz robił te wszystkie rzeczy myśląc o pustce. Będziesz chodził i czuł, że tylko pełzasz po podłodze ostatkiem sił. 
Patrzysz w lustro, masz ochotę je zbić, chcesz poczuć kawałki szkła w twojej dłoni, jednak nic nie robisz, twoje oczy stają się coraz bardziej obojętne, ręce są jeszcze zimniejsze niż przedtem.  
Przypomnę  ci coś... Prawdopodobnie już kiedyś się tak czułeś, w trochę mniejszym stopniu, ale już wtedy cię doganiała... Kiedy tylko pomyślałeś, że stracisz coś bardzo ważnego, kiedy czułeś jak się oddalacie. Była delikatna, ostrożna, nie mogła się przedwcześnie zdradzić.  Chciała zaatakować w najodpowiedniejszym dla niej momencie. Kiedy będziesz już sam, bezradny, załamany. 
Straciłeś sens. Dopadła cię. Trzyma cię w swoich szponach, zabrała z ciebie wszystko, co pozwalało ci walczyć. WSZYSTKO. Nie szarpiesz, nie gryziesz, nie klniesz... Tak naprawdę to ona cię podtrzymuje, bez niej przestałbyś istnieć. 
PUSTKA.  Przyzwyczaisz się do niej, delikatnie, spokojnie.  Może nawet kiedyś sprawi, że ją pokochasz... Bo coś kochać będziesz musiał. 
Ktoś mógłby się zapytać skąd mogę to wiedzieć... Otóż pewnych gniewnych nocy, to ja leżę bez sensu na zimnych płytkach w mojej łazience, to moje oczy mają szkarłatne przebłyski. Usta są wyschnięte, policzki blade. Taką noc chyba można nazwać umieraniem, ale jeśli tak, to umierałam już setki razy w obawie o to że mogę cię stracić. 
A dziś przeżyłam to 101. raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz