wtorek, 20 stycznia 2015

Magiczne Zakopane



Zakopane, Zakopane, trzy może nawet cztery dni, sialalalal!
Wczoraj rano wróciłam z raju na Ziemię, naprawdę to był upadek przynajmniej z 10 metrów... ale przeżyłam ich już tyle, że powinnam się w końcu uodpornić.

Te dni naprawdę były piękne, mają w sobie najwięcej magii i ciepła. Swoją podróż zaczęłam oczywiście z przygodami, musiałam biegać jak szalona  i szukać pociągu w Częstochowie, ponieważ mój z Radomska miał trochę poślizgu :< Jednak cała i zdrowa dojechałam do Zabrza, tym razem miałam trochę czasu, żeby się chociaż wysikać i jechać do Wisły, haha.
Powoli przekonuję się do tego małego miasteczka, mam z nim coraz lepsze wspomnienia, jednak co jak co, ale konkursy tam nie podobają mi się aż tak... są nudne... Fani mają tam lepszy dostęp do skoczków, ale ogólny wygląd tych zawodów dla mnie jest na trzy plus, przy Zakopanem, które ma 6++++++++++++++++++... haha :)
Oczywiście po powrocie z Wisły pakowanko, troszkę spania i kierunek ZAKOPANE!
Przepraszam ludzi, których obudziła o 6 rano moja lecąca ze schodów walizka... to naprawdę nie moja wina, że jak zwykle musiałam coś rozwalić i urwałam rączkę! Czy tylko ja mam taki talent? Bo to przestaje mnie śmieszyć...
W Zako byłyśmy na 11, mieszkałyśmy w garażu, haha ale to tylko przenośnia gdyż nad garażem były dwa pokoje, jeden Bianki, drugi nasz więc cały domek dla siebie. Ogólnie bardzo polecam to miejsce, dobra lokalizacja i cena ;) "Do Tadziaków 31a".  Jak na złość wiał ten halny, naprawdę miałam już czarne myśli, że żaden z konkursów się nie odbędzie, całą noc tak wiało, że co chwilę się budziłam. Piątkowy wieczór spędziłyśmy trochę z dziewczynami, trochę z Jackiem i Grześkiem, a potem padłyśmy trupem o 23.

Jeśli szukacie architekta wnętrz to polecamy się z Bianką, od godziny 7 przestawiałyśmy meble i kombinowałyśmy jak złączyć łóżka i zrobić więcej miejsca,  zresztą kto ma snapchata widział nasze wyczyny i słyszał "Bianka, ale to ma pół metra, to trzy razy i masz półtorej metra, to się zmieści!". Towarzyszyła nam też ogromna niepewność czy damy radę otworzyć drzwi, jeśli podsuniemy pod nie łóżko, ale wszystko wyszło idealnie!
Jak niektórzy z was wiedzą po południu robiliśmy akcję dla Kuby, miałam wielkiego stracha, że się nie uda, ale pokazaliście znowu, że jesteście wspaniali. Muszę wam powiedzieć, że wyszło lepiej niż myślałam, hah.
Oczywiście wieczorem udałyśmy się do MO i bawiłyśmy się naprawdę wspaniale  z super towarzystwem.
Niedziela była lekko zakręcona i każda z nas tak naprawdę czuła już to, że zaraz trzeba będzie się rozstać, jednak mimo wszystko dalej postanowiłyśmy bawić się wyśmienicie i po skokach czas na kolejną imprezę... matko podoba mi się takie życie, haha :D
Parę razy pomyślałam o tym, że kurde... mogłam tu żyć, że jednak może zrobiłam błąd? Nie wiem, nie dane mi jeszcze zobaczyć rezultatów mojego wyboru, zrobiłam tak jak uważałam za słuszne, ma to swoje dobre i złe strony. Każdy wybór boli, w każdym wypadku wybieramy jedną rzecz, drugiej mówiąc "Nie".

Uwielbiam atmosferę w Zakopanem... nigdzie nie spotkacie czegoś równie pięknego... Wszędzie, dosłownie wszędzie widzicie nasze narodowe barwy, słyszycie trąbki <od których czasem boli głowa, ale to nie ma znaczenia>. Kibicie skandują na cześć naszych skoczków... To jest impreza podczas której 30 tysięcy ludzi staje się jedną, wielką rodziną.... poza zabawą, skokami, uśmiechami, nic innego nie ma znaczenia. Liczy się dobra zabawa i radość! Kiedy stałyśmy z Anetą na skoczni, a wszyscy dookoła tańczyli, śpiewali wspólnie, otwierałyśmy oczy ze zdziwienia, miałam gęsią skórkę. To był mój 4 Puchar Świata w Zakopanem, a za każdym razem robi na mnie takie samo wrażenie albo i jeszcze większe! Jestem tak samo podekscytowana. Ludzie przemierzają setki kilometrów, jadą z drugiego końca kraju, na te dwa magiczne dni, kiedy Zakopane staje się najpiękniejszym miejscem na Ziemi i w którym najłatwiej o cud. Podczas Pucharów Świata Zakopane odlatuje, jest tu multum miłości i energii. Wychodzisz na ulicę i dostajesz skrzydeł... nie dziwne, że Kamil tak często tu wygrywa... Nie umiem do końca opisać tego, co siedzi w moim sercu, kiedy patrzę na to wszystko... musicie sami to poczuć.

Wiecie czego nie lubię w tym wszystkim? I co sprawia, że zastanawiam się czy powinnam w ogóle do Zakopanego jeździć? Najgorsze w wyjazdach do Zakopanego są..... powroty. Nawet nie wspomnę o tym, że musimy żegnać się z ludźmi, którzy często znaczą dla nas bardzo wiele, nie wyobrażamy sobie bez nich życia, ale jednak musimy  żyć te 100, 300, 400 km od nich i czekamy na ten wyjazd pół roku, rok, może dłużej, żeby znowu zobaczyć TE twarze, dotknąć TEJ skóry, przytulić TO ciało, usłyszeć TEN głos. Może w tym tkwi magia?.... Jednak nagle wszyscy muszą wrócić do swojego życia... po podróży do Zakopanego dochodzę do siebie jakieś dwa tygodnie. Nazywam to "depresją 'popowrotową' ". Najczęściej wtedy olewam szkołę i nie mam na nic ochoty, wszystko czego pragnę kryję się pod słowem: ZAKOPANE - najlepsi ludzie, najlepsze wspomnienia. Cieszę się z tego, co tam przeżyłam, jednak są we mnie rzeczy, które nie pozwalają wydobyć uśmiechu.

W ten weekend poznałam wiele osób i każdej z osobna gorąco dziękuję. DO ZOBACZENIA  W KRAINIE CZARÓW :*




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz